“Myślę, Czuję, Akceptuję”. Milicz najmniejszym maszerującym miastem w Polsce
To było historyczne wydarzenie. 22 maja z milickiego Rynku ruszył Pierwszy Marsz Równości w Miliczu. To najmniejsze miasto w Polsce, w którym odbył się tęczowy pochód.
W inicjatywie wzięło udział około 300 osób z Milicza oraz okolic. W tłumie pojawili się także aktywiści z Tęczowego Homokomanda i Babcia Kasia z Warszawy. Wszystkich zaangażowanych w wydarzenie rozgrzewał zespół Podwórkowa Samba Wrocław. Marsz zakończył się piknikiem integracyjnym w pobliżu stacji PKP, dzięki czemu uczestnicy mogli z łatwością dostać się do Wrocławia, Oleśnicy czy Krotoszyna.
Zobacz: Już w niedzielę Milicz oficjalnie zyska “Skwer Praw Kobiet”
Tęczowy marsz w imię manifestowania równości, miłości i akceptacji przeszedł przez centrum miasta, urząd miejski i Skwer Praw Kobiet. Inicjatywę wspierała policja, która zapewniła wszystkim uczestnikom bezpieczeństwo w razie kontrmanifestacji.
“Kłody pod nasze nogi leciały z każdej strony. Na samym końcu uzyskaliśmy naprawdę piękne wydarzenie z mocnym przekazem miłości”
Jednym z organizatorów Pierwszego Marszu Równości w Miliczu był znany miliczanom aktywista Daniel Misiek. W rozmowie z redakcją Miliczinfo.pl odpowiedział na kilka pytań.
Redakcja: Jak zareagowali miliczanie na taką inicjatywę?
Daniel Misiek: Reakcja Miliczan była zdecydowanie przychylna inicjatywie – raz, że wielu z nich było na samym marszu, a dwa, nawet Ci obserwujący nas z okien po drodze, machali i uśmiechali się do nas. Oczywiście pojawiło się kilka jednostek, które chciało wyrazić swój sprzeciw, ale ich można policzyć na palcach jednej ręki.
Redakcja: Czy obawialiście się negatywnego odbioru ze strony mieszkańców Milicza?
Daniel Misiek: Jasne, baliśmy się, że mogą się pojawić negatywne opinie i pojawiły się – jedni po prostu nie zgadzają się z postulatem równych praw dla wszystkich, inni manipulowali, żeby udowodnić, że wartością marszu była walka z kościołem… No niestety, mamy XXI wiek, a istnienie mniejszości seksualnych i ich walka o prawa wciąż dla wielu jest kwestią bulwersującą.
Redakcja: Czy jesteście zadowoleni z finalnego efektu?
Daniel Misiek: Z perspektywy organizatorów mogę powiedzieć, że jesteśmy wdzięczni i wzruszeni. Nie było łatwo, bo kłody pod nasze nogi leciały z każdej strony, ale na samym końcu uzyskaliśmy naprawdę piękne wydarzenie z mocnym przekazem miłości.